środa, 30 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ VII: EZREAL „Brzmi niebezpiecznie. Wchodzę w to”



      Nastała wreszcie sobota. Jinx przez ostatnie kilka dni nie dawała mi spokoju. Potrafiła być naprawdę denerwująca. Ale nie jest też aż tak zła jak mi się z początku wydawało. Może i doprowadza Caitlyn i Vi do obłędu, ale cieszę się, że jej pomogłem.
      Wyjechaliśmy z samego rana, około południa dojechaliśmy na pustynię Shurimy. Nie podjechaliśmy samochodem pod sam grobowiec, jednak wystarczająco blisko, by przy pełnym słońcu się nie ugotować. Wejście do podziemnego mauzoleum znajdowało się przy jedynym kamieniu na tej piaskownicy. Nie było otwierane od miesięcy, czyli od kiedy ostatni raz tu byłem. By kamień przeistoczył się we wrota należało znaleźć ukryty przycisk. Po wielu pobytach dokładnie pamiętałem gdzie się znajduje. Bez większych problemów weszliśmy do środka.
- Szkoda, że nie zainwestowali w jakiekolwiek światełka. – odezwała się Jinx pierwszy raz od naszego przybycia tutaj.
- To starożytny grobowiec. Spodziewałaś się, że już wtedy było zamontowane sztuczne oświetlenie? - zapytałem ironicznie.
- Nie, ale wiesz. To odkryty grobowiec. Mogli się do tej pory tym zająć -
- Myślisz, że ktokolwiek prócz mnie tutaj był? -
- Nie, nikt nie jest na tyle szurnięty – odpowiedziała
- I kto to mówi? - zripostowałem z uśmiechem na ustach.
    Chwilę później byliśmy już w głównej komnacie grobowca. Była dokładnie tak piękna jak zapamiętałem. Ogromna, z przecudnymi złotymi zdobieniami i majestatycznymi hieroglifami na ścianach. Naprzeciw wejścia stał ogromny posąg byłego władcy, a na środku znajdował się jego grób. Razem z Jinx zaczęliśmy dokładnie przeszukiwać komorę grobową. Chociaż bardziej przykładałem się do tego ja niż ona.
- Mówiłeś, że byłeś tu już. Więc czemu nie znalazłeś tego medalionu wcześniej? - zapytała
- Dopiero niedawno dowiedziałem się o jego istnieniu, a przeszukanie dokładnie tego pomieszczenia zajęło by wieki. - odpowiedziałem
- Więc po to masz mnie, żeby "wieki" trwały troszku krócej. – uśmiechnęła się
      Przez dłuższy czas byliśmy zajęci poszukiwaniami i nie padło z naszych ust żadne słowo. Zacząłem wątpić, czy w ogóle medalion nadal tu jest. Jinx postanowiła przerwać ciszę.
- Widać ludzie, którzy go pochowali są też dobrzy w ukrywaniu rzeczy. – starała się rozluźnić atmosferę. W sumie to było miłe z jej strony.
- Może nie oni są dobrzy w chowaniu, tylko my jesteśmy beznadziejni w szukaniu – zażartowałem.
- Ja jestem dobra i w tym i w tym, nie wiem jak ty. – powiedziała z śmiechem
- A co to miało znaczyć? - zapytałem
- Ale co? - zdziwiła się
- Ten twój komentarz i śmiech. -
- A nic, nic.Tak sobie powiedziałam. Po prostu nie zawsze jedno z drugim się wiąże.Co widać na załączonym obrazku.-
- Chyba nie rozumiem o co ci chodzi. - powiedziałem trochę zdziwiony
- Jak nie wiesz o co chodzi z twoją dziewczyną, to się nie dziw, że coś jest nie tak. – powiedziała, a ja natychmiast się odwróciłem w jej stronę
- Skąd wiesz o Lux?! - myślałem, że wybuchnę. Ktoś jej powiedział? Nie, niemożliwe. W takim razie skąd może o tym wiedzieć?
- Zwiedzałam twoją chałupę i się napatoczyłam na pewną karteczkę. Swoją drogą, ładnie rysujesz – powiedziała znowu z uśmiechem. 
      Chyba starała się mnie uspokoić, ale w tamtym momencie było to prawie niemożliwe.
Nie zauważyłem nawet kiedy rzuciłem się w jej stronę i przybiłem ją do najbliższej ściany.
- Puszczaj mnie! - powiedziała bardziej przerażona, niż zła.
- Masz nigdy nikomu nie mówić o mnie i Lux, jasne?! - wiem, straciłem kontrolę nad sobą, ale nie myślałem wtedy trzeźwo. Co by się stało z Lux jeśli nasz związek wyszedłby na jaw?Praktycznie zatraciłem się w swoim czarnowidztwie.
- Jasne... - powiedziała ledwo łapiąc oddech – Ez, spójrz.
- Jeśli komuś powiesz to się z tego nigdy nie wywiniesz – rzuciłem, nadal trzymając ją za szyję.
- Ez, serio, spójrz. - wskazała na posąg znów ledwo łapiąc oddech.

      Dopiero po chwili zacząłem kontaktować. Puściłem Jinx, która upadła na ziemię i zaczęła spazmatycznie łapać oddech. Spojrzałem w stronę wielkiego monumentu i zobaczyłem na jego szyi to, czego szukałem od miesięcy- Medalion Imperaora.

wtorek, 29 sierpnia 2017

(chyba) proza poetycka- "Dzień" by Imrra


          Stokroć większa ma niedola, niźli Syzyfa łachudry, bo choć mój głaz z papieru, nie z litej skały zrobiony, na własne życzenie cierpię swe katusze. Królestwo za łyk chłodnej ciszy, której wszak grecki królik miał pod dostatkiem, czemu więc mi jej odmawiają? Bogowie litujcie, nim sczeznę we wrzasku jakby przez chordy piekielne czynionym, w niemocy, w samotności, o tyle dotkliwszej, że przecie pośród tłumu siedzę. Chronosie, okrutną masz ze mnie zabawę! Wiem, wiem, że to ty mnie dręczysz! Któż inny na Ziemi może rozwlec jedno oka mgnienie w lat tysiąc?
          Zmęczenie morzy mię, na równo z nim mgła szczęśliwości przedziwnej przysłania oczy. I tak oto docieram do miejsca mego pożądania. Ramka i blacik. Zaprawdę, są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom. Żaden, żaden przede mną, ani Cyceron, ani inszy tęgi umysł nie poznał, jak niepozorne mogą być bramy Niebieskie.
          Zbliżam się do ramy. Widzę, co mi się zdaje, czy zdaje mi się, co widzę? Boć widzę ramę w ramie szkło, a zdaje mi się, że wieki temu w drewno, dziś nadmiarem smutków ludzkich utrudzone, srebro żywe oprawili. Za srebrem- sylwetka. Sylwetka jak Afra, choć w mopsią strojna fizys. Zalotne spojrzenie, uwieść by mogło szkła taflę nieruchomą. Ach, nie znasz swej szczęśliwości zimna szybo, wszak tak słodkie oczęta przeglądają twą duszę z każdą sekundą, z każdym mrugnięciem. A ty, niegodziwy przedmiocie? Ty chciwcze, szachraju przeklęty! Milczysz w odpowiedzi na dar spojrzenia, lecz nie dopuścisz, by dojrzał go kto inny. Kradniesz, przeklęty psie, wzrok ciepły. Kradniesz, bez świadomości, że czyn ten haniebny nie starczy, by chłodu twego ubyło. Kradniesz, niemożliwym inny powód, przez który wzrok, co mię dociera, był jak ryby śnięty, jak erynie nienawistny.
Nie zważając na piekąco zimne oczęta wyraz szacunku składam i swoją godność podaję. Szczęśliwym niby Megara, co od rąk ukochanych ginęła, gdy w agonii radosnej pod wzrokiem mej boginki się wiję. Bogini przemawia. Choć warczy, warknięcie- śpiew słowiczy. Choć krzywi wargi, gest ten więcej wart dla mnie niźli uśmiechy anielskie.
          Głos zamiera mi w gardle, krztuszę się powietrzem, w płuca łapczywie łapiąc nikłą nadzieję. Może to koniec? Może me męki ustaną przy tym okienku? Czyżby ta boginka była mym uwolnieniem? Słowa wydobywają się z mojego gardła. Skrzypią przechodząc przez usta, drapią język i parzą podniebienie.Sylweta za taflą słucha. Tyfona potęga przy tej sylwecie mikra, niby śmiertelnik co na Olimp wzrok wznosząc, wzdryga się z przestrachem.
I gdy ośmielam się marzyć, że cel mój blisko, boginka rozrywa w strzępy me pragnienia nieśmiałe. Sylweta unosi rękę...
I stuka, i stuka i dręczy i jęczy, byłaby sobie, urzędniczka przemiła na łeb tę pieczątkę przybiła, miast mnie, bogu ducha winnego na hadesowe skazywać katusze.
         Tak oto zakończył się ów dzień. Pierwszy z cyklu wielu dni, podczas których pewien obywatel RP miał nadzieję uzyskać paszport, coby wakacje na Ibizie, kupione (oczywiście) last minute, się nie zmarnowały.
         A żona mu przecie mówiła:
„Obywatelu mężu, załatw tę papierologię w zimie, cobyś się nie rozbijał wśród tłumu cieląt w urzędach podczas miesięcy wakacyjnych”.
Obywatel mąż nie usłuchał.
Czy w takim razie zasłużył by urzędnicze cierpieć męki?

niedziela, 27 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ VI: JINX „Co może pójść nie tak?”



Blondasek zostawił mnie samą w swoim domu. Bał się, że coś mu za darmo przemebluję. Panikarz. Czemu zawsze spotykam sztywniaków? No, ale przynajmniej mi pomógł.Postanowiłam troszku pomyszkować po jego chałupie. Nie widzi, więc go to nie boli,prawda? Na piętrze był tylko „mój” i jego pokój. Na dole łazienka, kuchnia, salon i gabinet. Wzięłam się najpierw za przetrząsanie tego miejsca.
Znalazłam tylko mnóstwo nudnych książek, notatek, figurek, map i innych pseudo ważnych pierdół. Chyba trafiłam do domu jakiegoś chomika. Jednak jedno mnie zaciekawiło. Rysunek. Leżał na biurku nakryty mnóstwem klamotów. Na rysunku był blondasek i jakaś laska, której nie znam. Może jego narzeczona? Ha! Blondasek ma laskę! Ciekawych rzeczy się dowiaduję. Ciekawe czy ktoś prócz mnie o tym wie? Jeśli nie, to mam argument, by zrobił co zechcę.
Niczego ciekawszego nie trzymał. Szkoda. Uznałam, że starczy nowinek na temat blondaska jak na jeden dzień. Resztę czasu spędziłam na rozmowie z Rybeńką. Powoli zaczynała mnie wkurzać.
Po jakiś dwóch godzinach wrócił Ez.
-Cześć blondasku, jak twoje poszukiwania? - zapytałam z uśmiechem. Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale odpowiedział.
-Udane, już wiem, gdzie szukać medalionu. Pamiętaj, że masz mi w tym pomóc. – musiał wspomnieć. Nie byłby sobą bez tej głupiej podejrzliwości.
-Dobra, dobra, mów gdzie się wybieramy na wycieczkę. -
-Do Shurimy, ale nie tak od razu. Muszę zebrać potrzebne rzeczy, załatwić transport... -
-Oh, come on, czemu po prostu tam nie pojedziemy? - zapytałam zniecierpliwiona. Ile jeszcze mam czekać?
-Nie jestem tak jak ty. Wolę mieć coś zaplanowane niż „iść na całość”. - rzucił -Wyjeżdżamy w sobotę. - dopowiedział i zamknął się w swoim pokoju. Gałagan jeden.


czwartek, 24 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ V: EZREAL „Dam sobie radę”



Nie wiem, czy to był dobry pomysł, by wpuszczać do własnego domu największego terrorystę w mieście. Co by na to powiedział Jayce? Albo Cait. Albo Vi. (Nadal nie wiem co ją łączy z Jinx. Muszę to kiedyś sprawdzić.)
Mój gość poszedł do „siebie” na górę, ja jak zwykle udałem się do mojego gabinetu. Muszę się skupić na znalezieniu tego cholernego medalionu. Dopiero teraz przypomniałem sobie o spotkaniu z Jaycem. Szlag. Boję się trochę zostawić tę wariatkę samą w moim domu, ale najwyraźniej nie mam wyboru. Przecież obiecała mi pomóc.
„Pomoc”. Nienawidzę tego słowa.
- Jinx, muszę na chwilę wyjść. Czy jak wrócę to dom będzie wciąż w jednym kawałku? - krzyknąłem do niej z dołu.
- Nie, wybuchnie od razu po twoim wyjściu... - wyjrzała przez barierkę a widząc moje ostrzegawcze spojrzenie dodała – No przecież żartuję, geez... - powiedziała lekko podirytowana.
- Po prostu chcę mieć pewność. Jeśli coś zrobisz... -
- Daj spokój, dam sobie radę, nie ufasz mi? - zapytała z uśmiechem psychopaty.
- Na pewno chcesz znać odpowiedź? - droczyłem się z nią.
- Oj, idź już, szybciej wrócisz – rzuciła trzaskając drzwiami zaskakująco cicho.
No cóż, muszę jej zaufać.
Po 20 minutach byłem już w bibliotece, przy wejściu czekał na mnie Jayce.
- Gdzie ty tyle byłeś? - „przywitał” mnie sarknięciem .
- Wybacz, miałem coś do zrobienia. - odpowiedziałem unikając rozmowy o Jinx. - Chodźmy już – rzuciłem i wszedłem do biblioteki.
Dostaliśmy się do tajnych półek i szybko zabrałem się do ich przeszukiwania. Jayce mi nie pomagał, po prostu stał przy drzwiach i patrzył jak męczyłem się przerzucając tomy woluminów. Po 40 minutach przeglądania wielu ksiąg wreszcie znalazłem informację o medalionie.

„Medalion Khamina został pochowany razem z jego panem głęboko pod piaskami jego królestwa – Shurimy.”


Hmm, badałem ten grobowiec wiele razy, ale nigdy nie napotkałem nawet na ślad medalionu. Przynajmniej wiedziałem już gdzie powinien być. Podziękowałem Jayce'owi i pojechałem prosto do domu.Pozostało mi mieć nadzieję, że Jinx go nie rozniosła.

niedziela, 20 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ IV: JINX „Ale ja naprawdę chcę dobrze”


Blondasek postawił mi warunki, ale co z tym zrobię? Musi mi pomóc, bo złapie mnie Kapelusznica i jej miniony.
- Masz mi pomóc znaleźć medalion w Shurimie. -
Spojrzałam na niego, nie wyglądał mi gościa kopiącego w piasku, ale cóż. Pozory mogą mylić.
- Zgoda. Zresztą, chyba nie mam innego wyboru. - powiedziałam i poszłam w stronę jego samochodu, słyszałam, że za mną idzie.
Miał całkiem wypasione auto. Może jest dziany?
- To może powiesz mi kim jesteś, blondasku? - przerwałam ciszę.
- Ezreal – odpowiedział krótko. - i nie mów do mnie „blondasek”. - dopowiedział.
- Dobrze blondasku – powiedziałam z uśmiechem, ale on go nie odwzajemnił. - Oj, nie gniewaj się. To jak mam na ciebie mówić? - próbowałam być miła, w końcu mi pomaga.
- Po prostu Ez. – rzucił oschło. - A ty jak się w ogóle nazywasz? -
- Nie powiem. Nikt nie zna mojego prawdziwego imienia... No, poza... Vi i Ekko. - trochę smutno mi było wspominać o czasach, kiedy trzymaliśmy się razem, więc nie zagłębiałam się w szczegóły.
- Ty trzymałaś kiedyś z Vi? Jakim cudem? - zapytał blondasek... znaczy Ez.
- Teraz to już nieważne. Teraz jestem tylko ja i Rybeńka – powiedziałam dużo weselej. Chociaż nie wiem czy przez to nie weźmie mnie za wariatkę, którą zresztą jestem. Trudno.
Później znowu nastała cisza. Postanowiłam pogrzebać trochę przy radiu, miał kilka fajnych płyt w samochodzie. Słuchał muzyki gatunkowo podobnej do mojej ulubionej. Znalazłam nawet krążek mojego ukochanego zespołu. Bez pytania włożyłam płytę i nastawiłam głośniki na fulla.
- Słuchasz niezłej muzy – powiedziałam kładąc nogi na desce rozdzielczej.
- Zabierz te giry – rzucił trochę podenerwowany.
- No nie, ty też nie umiesz się bawić. Czy to miasto jest pełne nudziarzy? -
- Po prostu sporo dla ciebie ryzykuję i oczekuję, że chociaż będziesz się mnie słuchać. I nie zapaskudzisz mi auta. – spojrzał na mnie surowo.
Powoli zdjęłam te nogi, niech już mu będzie. Coś czuję, że trudno mi będzie z nim wytrzymać. Czego on się czepia?
Zajechaliśmy w końcu pod jego dom.
- Mam jeden wolny pokój na górze, możesz się rozgościć, ale ma być porządek. - zastrzegł.

- Dobra, ok, łapię, przecież nie chcę ci zniszczyć chałupy. -Na razie.– dodałam już na schodach,uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Ale podejrzewam, że nie wziął tego uśmiechu za przyjacielski. Jak każdy, uważał mój wyraz twarzy za wyszczerz szaleńca.

środa, 16 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ III: EZREAL „Nie marnujmy czasu”

    Do Uniwersytetu Yordli zostało jakieś 5 minut drogi. Już słychać było sygnały policyjne. Pewnie Vi, Caitlyn i Jayce dotarli już na miejsce. Szlag. Spóźniłem się. Jeszcze czerwone światło. Świetnie.
Mój telefon zawibrował. SMS od Jayce'a. „Jinx nam uciekła. Za godzinę będę w bibliotece. Przyjedź.” Czyli jednak zwiała? Więc może jeszcze nie wszystko stracone!
Nagle po mojej lewej stronie zobaczyłem biegnącą postać. Wydawało mi się, że miała... długie, błękitne włosy...? Jinx! Bingo! Zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu i pobiegłem jej szukać. Skręciłem w ślepą uliczkę, gdzie – jak mi się zdawało – uciekła. Mam swoją rękawicę. Dam radę. Zarówno bronić się jak i atakować.
- Halo? Ktoś tu jest? - zawołałem.
Nagle zza śmietnika wyłoniła się poszukiwana. Była skąpo ubrana, niewysoka. Miała bardzo długie niebieskie włosy splecione w dwa ogromne warkocze. Nie wyglądała na szaloną i niebezpieczną.
-Cześć, pomożesz mi blondasku? -
-Jesteś Jinx, prawda?
-Nie jestem Soraka. - powiedziała uśmiechając się do mnie jak do debila.
-Jesteś poszukiwana przez policję...-zacząłem
-Za co niby? Ja tu tylko leczę!-odparła ze sztuczną paniką w głosie, wchodząc mi w słowo
-...a ja mam ci pomagać?- dokończyłem co miałem powiedzieć i założywszy ręce i spojrzałem na nią trochę zniesmaczonym wzrokiem.
     Wydawała się lekko szalona, ale było w niej coś, co mnie zaciekawiło. Mimo wszystko to przecież też człowiek... zupełnie zwyczajny... Tak jak ja(no może prócz tego że mi nie brakuje piątej klepki). Nie miała nic poza bronią, żadnych magicznych umiejętności, takich jak ma na przykład Lux.
Otaksowała mnie wzrokiem i znowu zobaczyłem jej szalony uśmiech.
- Oj no weź, co ci szkodzi? -
- Co mi szkodzi?! – znowu wzbudziła we mnie negatywne emocje.
- Mogę ci nawet zapłacić, tylko ukryj mnie i Rybeńkę... -
- Czekaj, Rybeńkę? - zapytałem i rozejrzałem się wokoło, ale nikogo poza nami tam nie było.
- Rybeńka to moja rakietnica –to już wiem, czemu jest uznawana za szaloną.
      Jednak coś we mnie kazało mi jej pomóc, może solidarność przez bycie niemagicznym człowiekiem, może litość, w końcu jest tak samotna, że zaczęła gadać do broni.
- Dobrze, pomogę ci, ale muszę mieć coś w zamian -
- Dobra, czego chcesz? - zapytała normalnie, oczywiście jak na nią.
    Chwilę zastanawiałem się, ale szybko znalazłem „formę zapłaty”
- Masz mi pomóc znaleźć medalion w Shurimie.

niedziela, 13 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ II: JINX „Co to ja miałam... A, tak. Siać zniszczenie”


- Jesteśmy Rybeńko. Uniwersytet Yordli. -
- A może wcale nie musimy tego robić. Może powinnyśmy się ustatkować? -
- Oj, cicho głupia spluwo. Czas zacząć demolkę. -
Weszłam na Uniwerek i natychmiast rozpoczęła się sieka. Rakiety, granaty, kule. Wszyscy uciekali w popłochu. Kocham to.
Trochę farby w sprayu na ściany. Oczywiście musi być różowa. Nabazgrałam wielki „X”. Idealnie. Mój znak rozpoznawczy. Była tu Jinx, aka demolka.
Nagle odwzwały się syreny policyjne. To pewnie Kapelusznica i Wielka Łapa. Vi – stoczyłaś się złotko. Kiedyś byłaś Kimś. MY byliśmy Kimś. Ja, ty i Ekko. Team nie do pokonania. A teraz wyjechałaś do Nudziarzowa z Nią. Podły zdrajca... Cóż, zabawa zabawą, ale teraz trzeba wiać...
- Rybeńko, toruj drogę. - BUM, ściana poszła w pył.
Widok przesłoniło mi stadko uciekających yordli, a przed nimi Jayce – kolejny pseudo bohater Piltover.
- Jinx, koniec twojego wandalizmu. Jesteś otoczona...-
- Bla, bla, bla, spróbuj mnie złapać zamiast strzępić ryja
Tak jak myślałam tylko czcze gadanie, nic poza tym. Jestem szybka, zwłaszcza kiedy mnie gonią. Nara Wielki Młocie i Agentki Nudziarzowa. Na zewnątrz było sporo radiowozów, to fakt. Ale jeden strzał z Rybeńki i PUF, po nich. Oczywiście wspaniała trójka musiała się uchować. Super. Może następnym razem. Albo i nie. Kilka uliczek dalej byłam już bezpieczna.
- Rybeńko, jesteś cała? -
- Oczywiście, ale pamiętaj, że to było niebezpieczne. -
- Właśnie o to chodzi. Siejemy zniszczenie. Jesteśmy nie do pokonania... -
Nagle przejechał jakiś samochód. Za kółkiem siedział blondyn. Miał przy sobie całkiem ciekawą zabawkę – rękawicę z błyszczącym kamieniem. Może załatwię sobie podwózkę.

Bo przecież co może pójść nie tak?

czwartek, 10 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ I: EZREAL „Pora na prawdziwy pokaz talentu”


Jestem tak blisko... Jeszcze nigdy tak długo niczego nie szukałem. Dlaczego tak ważny, antyczny medalion jest tuż pod moim nosem, ale nie mogę go zdobyć? Przecież jestem cholernym zawodowcem, odkryłem już tak wiele: posągi, monety, medaliony...
I mój kamień... Bez niego nie byłoby mnie w Lidze... I nie poznałbym Lux. Oh, Lux. Jest najpiękniejszą, najmilszą, najinteligentniejszą i najodważniejszą osobą, jaką znam. W dodatku ma wrodzoną moc. A ja... Bez kamienia byłbym nikim.
Ogarnij się Ez, musisz znaleźć ten medalion. Jest gdzieś w Shurimie, tyle wiem. Ale gdzie zacząć szukać?
Spojrzałem na moje biurko uginające się pod stertami notatek, ksiąg, zdjęć i rysunków... Spojrzałem na jeden z mich. Mój rysunek, mój i Lux...
Ez. Medalion. Skup się.
Może muszę znowu poprosić Jayce'a o pomoc, w końcu ma dostęp do ukrytych ksiąg w bibliotece. Albo zapytać kogoś z Shurimy, chociaż wątpię, żeby na przykład Xerath, chciał w ogóle ze mną na ten temat rozmawiać. Tak czy inaczej potrzebuję pomocy. Super. Świetnie. Nie cierpię o to prosić. Czuję się wtedy... gorszy. Ale sam sobie nie poradzę. Dobra, gdzie jest mój telefon? I gdzie ja posiałem numer do Jayce'a?
Znalazłem go po pięciu minutach. Leżał pod stertą notatek, szybko wybrałem numer do „Bohatera Piltover”. Odebrał po kilku sygnałach.
- Halo? -
- Cześć Jayce. Tu Ezreal. -
- O, hej. Coś się stało? - zapytał, ale słyszałem, że miał trochę załamany głos.
- Potrzebuję dostępu do ukrytych ksiąg w bibliotece, załatwisz mi to? - zapytałem.
- Chwilowo nie mogę. Muszę pomóc Vi i Caitlyn z Jinx. - powiedział lekko podirytowanym głosem.
- Jinx? Tą wandalka z Zaun, która terroryzuje nasze miasto, tak? -
- Tak. Vi mówi, że napadła na Uniwersytet Yordli, muszę im pomóc ze sprzątaniem tego bałaganu. -
- Może i ja się przydam? - zaproponowałem.
-Nie, lepiej się w to nie mieszaj. Ona jest niebezpieczna i szalona. Zadzwonię później i powiem ci, jak ogarnę te księgo co prosiłeś. Do usłyszenia – rozłączył się tak szybko, że nawet nie zdążyłem odpowiedzieć.
Trochę byłem zły, że Jayce chciał, bym się nie wtrącał. On wcale nie jest lepszy ode mnie. Po prostu jest lubiany przez... no dobra, właściwie przez wszystkich. Ale ja też mogę być „bohaterem Piltover”... Udowodnię im to! Może dzięki temu Lux wreszcie będzie chciała powiedzieć, że jesteśmy razem. Zawsze mówi, że jesteśmy z innych miast, a ona jest ze szlacheckiego rodu, więc lepiej nie wspominać o tym, że jesteśmy razem. Pokażę wszystkim, że nie jestem „kimś” tylko, dzięki rękawicy i kamieniowi. Medalion poczeka. Zdecydowałem. Jadę na Uniwersytet Yordli, powstrzymać Jinx.



Chcesz się dowiedzieć więcej o świecie bohaterów? Odsyłamy do strony "HISTORIA POSTACI" i polskiej wikii na temat lola