Ok, tak więc wypadałoby się wytłumaczyć dlaczemu nic nie pojawiło się w środę.
Więc daruję Ci, drogi czytelniku, opowieści o tragicznie zmarłych psach, członkach rodziny i nawale zajęć w szkole i powiem jak było.
Bo powód prosty jak drut- na śmierć zapomniałam że mam coś opublikować. Dopiero dzisiaj przerwany weekendem cykl rozpusty serialowo-książkowej przeplatanej kilkoma godzinami zajęć szkolnych dał mi do myślenia, że czegoś nie zrobiłam...
Nie przedłużając wstępu, wstawianie 2 odcinków opowiadania panny Greyówny po sobie mijałoby się z celem, tak więc dzisiaj luźne rakowisko.
„Wszyscy kłamią!”-mówi. Trochę jak ten
doktor z tego serialu hehe... Zgrabnie prawda? No zgrabnie, sama pani przyzna!
No, więc myśli, rozumuje sobie kanalia tak: „Wszyscy kłamią, to co ja mam? Za
świętego robić?A święty też człowiek, więc pewnie i kłamca.” No więc sprawnie,
z przetartym szmatą sumieniem, wciska kit każdemu, kto jest na tyle głupi, żeby
go słuchać. Co ja taki poetycki? O miła pani bardzo, wie pani ja to humanista
jestem, więc czasem mi się tak poetykować zdarza... O i dla pani mogę
popoetykować coś niecoś, ale jak skończę opowiadać. To tam sobie pani wybierze
czy sonecik, czy fraszeczkę, czy eposik może hehe...No więc wracając do tematu
ostatnio strasznie łajdaczysko namącił Kryście z osiedlowego. I sprzedała mu
taniej te ziemniaki. Biedna kobieta takie straty w biznesie przez łajzę
ponosi...Tak, tak, droga pani, bo to kłamca, oszust i hipokryta jest. O, o,
i lizus jeszcze. Tak, lizus jak się
patrzy! Taki staromodny, co to wchodzi w odwłok przełożonym znanymi i
sprawdzonymi sposobami. Wie pani za młodu był identyczny, zero, zero szacunku
do innych- ale to jeszcze pół biedy. Pani widzi,nawet dla siebie miał
poważania, zero, okrąglutkie, o takie o, takie z dziurką. I trzeba przyznać,
jak piskorz był i jest... Co to piskorz pani pyta? No w sumie to sam nie wiem
dokładnie, ale pewnie jakieś paskudztwo, wąż czy inny karaluch. No to skoro już
się pani głupio nie wtrąca to mogę kontynuować? Więc jak mówiłem, zawsze się
wywinął, zawsze. Za bachora często mówił, że to mu kot pracę domową zjadł... czy
tam pies... oj, nieistotne. Chodzi mi o to, że łgał w najlepsze. Co tam,że i
belfer i cała klasa wie, że on żadnego, zapchlonego czy też nie, zwierzaka
nigdy nie posiadał. Ale jak mu oczka zawilgotniały, łapki się trząść zaczynały
nagle i patrzył tym swoim zasmarkanym wzrokiem... Tak, zasmarkanym, zasmarkanym
jak i ten system edukacji. Zasmarkanym jak ci wszyscy profesorowie, co na te
jego oczka patrzyli i pał do dzienniczka nie wstawiali. Zawsze, zawsze ulgowo.
A koniec liceum to już czysta abstrakcja była! Ci co uczciwie po nocach
siedzieli i tłukli te wszystkie Mickiewicze, to ledwo na warunkach zdawali!
Ledwo! Wyobraża sobie pani? A ten leser, od piąteczku do piąteczku
prześlizgiwał się jako-tako i zadowolony! No, ale to było dawno, po co
rozdrapywać stare rany… Ale już mi się lżej zrobiło, ledwo pani powiedziałem.
Wie pani, kamień z serca pętla z szyi jak to przysłowie mówi...Zresztą jestem
tu żeby się wynarzekać. Co się stało? To ja powiem pani co się stało! Znalazłem
pracę i niech pani zgadnie co. No niech pani zgadnie! Wiem, że pani nie wie,
przecież mówiłem, żeby pani zgadywała. No wracając, idę do pracy i kogo tam
spotykam. Dokładnie, siedzi gnida wystrojona jak szczur na otwarcie kanału i
suszy zęby do wszystkich. Tyle lat minęło, nic się nie zmienił. Ta sama krzywa
gęba, ten sam psi uśmieszek, i te same rozlatane oczyska. Aż mnie skręca jak go
widzę! Że nie może być tak źle? Pani, co też pani mówi, jak to nie może być,
jak jest? Ledwo go przyjęli to mataczyć zaczął. Mówię pani, fircyk tak się koło
szefowej zakręcił, tak namotał, że mu baba codziennie wcześniej wyjść z pracy
pozwala. A wie pani czego? Bo nagadał, że dziecko ma chore, i że musi dla córki
po leki do Radzynia dzień w dzień jeździć. A to gówno prawda jest, bo dzieci
łajdak nie ma. Jak to skąd wiem? Każdy wie. No może trochę przesadziłam. No to
wie prawie każdy. A biedny Marek z
księgowości siedzi i zapier... hmhm...proszę mi wybaczyć poniosło mnie trochę,
ale jak tylko bydle wspominam to powściągnąć języka nie mogę! No więc Marek z
księgowości siedzi i uczciwie, po ludzku pracuje. A w sumie to nadludzko. Facet
bierze nadgodziny,w domu dwójka pociech czeka. Wdowcem jest,wie pani... No, ale
Marek to zawsze uczynny, pomocny, nie kręci...Uczciwie robotę robi i do domu
wraca, do dzieci. A nie się szlaja po jakiś barach i dyskotekach, jak ten...
jak ten gnój co mu życie nigdy porządnie w dupę nie dało. Bo widzi pani, Marek
to jest dobry gość, porządny i mógłby się dorobić... Tylko pierdoła z niego
straszna... No i nie ma wygadane jak tamten łach. A zresztą nawet jakby
wygadane miał toby uczciwie pracował, ot co! I wie pani co ostatnio zrobił? Ta
menda a nie Marek oczywiście! No przecież skąd ma pani wiedzieć!?To ja pani
powiem. Bo że to bydlak to żem wiedział, ale że na dodatek kabel i konfident to
dopiero teraz wyszło. No, nie teraz dokładnie, wczoraj znaczy się. Bo widzi
pani Marek to naprawdę dobry i uczciwy człowiek jest...Tak, wiem że się
powtarzam... No więc jak mówiłem, Marek to dobry człowiek jest i uczciwy tylko
mu pieniędzy pod koniec miesiąca brakowało. No i wziął z kasy firmowej,
pożyczył znaczy się... tam takie głupie dwie czy trzy stówy. Oddałby zaraz jak
mu wypłata przyjdzie, a że to on głównie księguje to by nikt nie zauważył. I
nikt nie zauważyłby, gdyby nie ten psubrat, co dziwnym trafem sekreciki zna
wszystkie. Powiedział sekretarce w „tajemnicy”, o tym co Mareczek zrobił. Więc
wiadomo, następnego dnia cały budynek huczał od plotek. Mareczek pieniądze
odłożył, czynszu zapłacić nie zdążył i mu prąd odcięli. Ale łajdakowi cudzego
nieszczęścia było mało! Wczoraj szefowej powiedział co i jak było, a dzisiaj
Mareczek do pracy nie przyszedł. Co się z nim stało? Nie wiem, ale kolorowo to
na pewno nie ma. Pracy stałej brak, bo u nas to na czarno robił. Szefowa mu
kopa w dupę sprzedała, kwestia czasu jak gaz i woda się skończy. Może być, że
chłop na bruku z dwójką dzieci wyląduję... A to ścierwo? Pewnie premię za
kapusiostwo w jakimś barze przepija!
Tak,
lepiej, dziękuję. Już już jestem spokojny, ale tak tego szmaciarza nienawidzę,
że mi nerwy puściły. Już, nie krzyczę, proszę wybaczyć, chwila słabości...
Menda bez sumienia...A nic, nie do pani tak, ja tak tylko do siebie mamroczę.
No więc nie powiedziałem ci co jest najgorsze. Nie przeszkadza pani, że ja do
pani tak poufale? No więc wiesz, co jest najgorsze? Wrócę dzisiaj do pustego
domu. Wejdę, trzasnę drzwiami i rzucę kluczę Bóg jeden w niebiosach wie gdzie.
Jak zwykle zostawię zmywanie na jutro i po godzinnej sesji odmóżdżania się
internetem, pójdę się myć... Ale proszę mi nie przerywać jakimiś głupimi
dygresyjkami wiem, że to, co robię jak przyjdę do domu pani nie interesuje,
wiem. Powiem tylko, że mogło być gorzej bo jak sobie toto ułożyłem w umyśle, to wszystko, to miało być
jedno zdanie, puenta tego rozwlekłego wywodu, ale musiałem ją rozbić na parę
zdań krótkich. Tak to zaplanowałem, żeby jakoś panią rozbudzić, bo już mi się
pani na stołku zaczynała kołysać i o jakiś dyrdymałach prawić. No. Dobrze.
Wrócę więc do tematu. Jak już mówiłem, pójdę się myć, stanę przed umywalką i
niezmiennie od lat dwudziestu, zobaczę tego skurwysyna w lustrze. Właśnie tego
łajdaka co go tak nie znoszę. Wyobraża to sobie pani? No i rano i wieczorem,
przyszło mi żyć z tym zafajdanym muchomorem hehe... Ale chyba zasłużyłem co? No
co, co się pani tak odsuwa? Ej paniusiu co to za mina? Już idziesz? Gdzie
idziesz? Ej! Ej, poczekaj! Torebki zapomniałaś! Ale proszę mnie nie bić. I co
to za język, jak to tak, damie takie słowa? Proszę mi tego nie wyrywać, sam
pani dam. No już spokojnie, bolało? No właśnie.
Co
pani, myślała, że to wszystko prawda? Ten cały wywód to przecież tylko taki
żart był taki... Żadne zwierzenia... No niby brzmiało wiarygodnie... Tak droga pani, banialuki zwykłe. Ale brzmiałem
przez chwilę jak człowiek targany wyrzutami sumienia, prawda? I ekspresja
całkiem udana, budowanie napięcia, perfekcyjnie oddane emocje... musi pani
przyznać że finał zupełnie panią zaskoczył. Proszę jeszcze nie iść, no
przeprosiłem przecież...nie przeprosiłem? To teraz kornie przepraszam. Ale
miałem dobry powód do opowiadania bzdur. Ten powód to też mój sekret więc
wygłoszę go pani jako przeprosiny. Przybliży pani uszko, no proszę się nie bać,
dobrze wychowany jestem, nie gryzę. Widzi pani, trochę się denerwuję, pani
pierwsza to słyszy, nikomu jeszcze nie mówiłem. Bo ten sekret to taki, że ja
... ja to anonimowym pisarzem jestem. Tak, tym sławnym co teraz się w
księgarniach sprzedaje. I miałem ja takie marzenie, żeby niektóre sceny, co je
napisałem to zagrać. Wie pani, jak aktor taki, tylko nie w filmie ale w
prawdziwym życiu. I nigdy się nie odważyłem, nigdy. Aż do dzisiaj, a że pani
taka piękna, procenty w głowie szumią, sceneria jak z „Megalomana”...tak mnie
to wszystko uwiodło, że się zagalopowałem zdeczka. Tylko proszę to zachować dla
siebie. Tak, tak, dziękuję będę wielce zobowiązany...Tak, tak, nie chcę
ryzykować, że nazbyt upoję się sławą. Słabą głowię mam do alkoholu to co ze mną
uwielbienie tłumów może zrobić? Bardzo ładny ma pani śmiech. Ależ nie ma za co dziękować, prawdę mówię tylko.
Czy mógłbym panią o coś prosić? Boże broń! Jakbym śmiał. Chciałem spytać czy
pośmiałaby się pani dla mnie jeszcze? Żartować? W życiu! Jestem całkowicie
poważny! Podchmielony tylko trochę. To co, napije się pani ze mną wódki?
Oczywiście, cokolwiek pani zechce, ale damie to tylko czysty spirytus przystoi
proponować hehe... To z Bułhakowa, wie pani taki Rusek śmieszny był...grubą
książkę napisał. Wie pani, wieczór się zbliża. Oh pardon, noc już ciemna, więc
raczej zbliża się ranek. Ah...straciłem z panią poczucie czasu. To może panią
do domu odprowadzę? Tyle zboczeńców i krętaczy teraz po ulicach chodzi... Anny
Sawy tak? A daleko to? To świetnie! Nie, nigdy nie byłem. Problem? Jaki
problem? Nie byłem to będę, pani zaczeka, ja zapłacę. Piękna noc dzisiaj, wie
pani. No więc obiecałem pani sonecik albo fraszeczkę. To co pani chce? Wiersz
zwykły? No dobrze, niech będzie i wiersz. Da mi pani chwilę pomyśleć. Ale na
dworze, powietrza zaczerpniemy, myśli się rozjaśnią. Gotowa? Chodźmy.
Co w
nocy robili to już ich sprawa więc się nie mieszałam. Dodam jedno. Z naszego
bohatera pisarz marny, Casanova jeszcze gorszy, ale za to łajdak jak się
patrzy. Niestety ludzi to kręci. Pytasz czemu? Nie wiem! Skąd ja mam niby
wiedzieć, skoro nawet to bydle nadal się zastanawia!?