sobota, 16 września 2017

Miało być opowiadanie a wyszło jak zwykle, czyli luźne rakowisko cz 2

    Ok, tak więc wypadałoby się wytłumaczyć dlaczemu nic nie pojawiło się w środę.
Więc daruję Ci, drogi czytelniku, opowieści o tragicznie zmarłych psach, członkach rodziny i nawale zajęć w szkole i powiem jak było.
Bo powód prosty jak drut- na śmierć zapomniałam że mam coś opublikować. Dopiero dzisiaj przerwany weekendem cykl rozpusty serialowo-książkowej przeplatanej kilkoma godzinami zajęć szkolnych dał mi do myślenia, że czegoś nie zrobiłam... 

Nie przedłużając wstępu, wstawianie 2 odcinków opowiadania panny Greyówny po sobie mijałoby się z celem, tak więc dzisiaj luźne rakowisko. 


    „Wszyscy kłamią!”-mówi. Trochę jak ten doktor z tego serialu hehe... Zgrabnie prawda? No zgrabnie, sama pani przyzna! No, więc myśli, rozumuje sobie kanalia tak: „Wszyscy kłamią, to co ja mam? Za świętego robić?A święty też człowiek, więc pewnie i kłamca.” No więc sprawnie, z przetartym szmatą sumieniem, wciska kit każdemu, kto jest na tyle głupi, żeby go słuchać. Co ja taki poetycki? O miła pani bardzo, wie pani ja to humanista jestem, więc czasem mi się tak poetykować zdarza... O i dla pani mogę popoetykować coś niecoś, ale jak skończę opowiadać. To tam sobie pani wybierze czy sonecik, czy fraszeczkę, czy eposik może hehe...No więc wracając do tematu ostatnio strasznie łajdaczysko namącił Kryście z osiedlowego. I sprzedała mu taniej te ziemniaki. Biedna kobieta takie straty w biznesie przez łajzę ponosi...Tak, tak, droga pani, bo to kłamca, oszust i hipokryta jest. O, o, i  lizus jeszcze. Tak, lizus jak się patrzy! Taki staromodny, co to wchodzi w odwłok przełożonym znanymi i sprawdzonymi sposobami. Wie pani za młodu był identyczny, zero, zero szacunku do innych- ale to jeszcze pół biedy. Pani widzi,nawet dla siebie miał poważania, zero, okrąglutkie, o takie o, takie z dziurką. I trzeba przyznać, jak piskorz był i jest... Co to piskorz pani pyta? No w sumie to sam nie wiem dokładnie, ale pewnie jakieś paskudztwo, wąż czy inny karaluch. No to skoro już się pani głupio nie wtrąca to mogę kontynuować? Więc jak mówiłem, zawsze się wywinął, zawsze. Za bachora często mówił, że to mu kot pracę domową zjadł... czy tam pies... oj, nieistotne. Chodzi mi o to, że łgał w najlepsze. Co tam,że i belfer i cała klasa wie, że on żadnego, zapchlonego czy też nie, zwierzaka nigdy nie posiadał. Ale jak mu oczka zawilgotniały, łapki się trząść zaczynały nagle i patrzył tym swoim zasmarkanym wzrokiem... Tak, zasmarkanym, zasmarkanym jak i ten system edukacji. Zasmarkanym jak ci wszyscy profesorowie, co na te jego oczka patrzyli i pał do dzienniczka nie wstawiali. Zawsze, zawsze ulgowo. A koniec liceum to już czysta abstrakcja była! Ci co uczciwie po nocach siedzieli i tłukli te wszystkie Mickiewicze, to ledwo na warunkach zdawali! Ledwo! Wyobraża sobie pani? A ten leser, od piąteczku do piąteczku prześlizgiwał się jako-tako i zadowolony! No, ale to było dawno, po co rozdrapywać stare rany… Ale już mi się lżej zrobiło, ledwo pani powiedziałem. Wie pani, kamień z serca pętla z szyi jak to przysłowie mówi...Zresztą jestem tu żeby się wynarzekać. Co się stało? To ja powiem pani co się stało! Znalazłem pracę i niech pani zgadnie co. No niech pani zgadnie! Wiem, że pani nie wie, przecież mówiłem, żeby pani zgadywała. No wracając, idę do pracy i kogo tam spotykam. Dokładnie, siedzi gnida wystrojona jak szczur na otwarcie kanału i suszy zęby do wszystkich. Tyle lat minęło, nic się nie zmienił. Ta sama krzywa gęba, ten sam psi uśmieszek, i te same rozlatane oczyska. Aż mnie skręca jak go widzę! Że nie może być tak źle? Pani, co też pani mówi, jak to nie może być, jak jest? Ledwo go przyjęli to mataczyć zaczął. Mówię pani, fircyk tak się koło szefowej zakręcił, tak namotał, że mu baba codziennie wcześniej wyjść z pracy pozwala. A wie pani czego? Bo nagadał, że dziecko ma chore, i że musi dla córki po leki do Radzynia dzień w dzień jeździć. A to gówno prawda jest, bo dzieci łajdak nie ma. Jak to skąd wiem? Każdy wie. No może trochę przesadziłam. No to wie prawie każdy.  A biedny Marek z księgowości siedzi i zapier... hmhm...proszę mi wybaczyć poniosło mnie trochę, ale jak tylko bydle wspominam to powściągnąć języka nie mogę! No więc Marek z księgowości siedzi i uczciwie, po ludzku pracuje. A w sumie to nadludzko. Facet bierze nadgodziny,w domu dwójka pociech czeka. Wdowcem jest,wie pani... No, ale Marek to zawsze uczynny, pomocny, nie kręci...Uczciwie robotę robi i do domu wraca, do dzieci. A nie się szlaja po jakiś barach i dyskotekach, jak ten... jak ten gnój co mu życie nigdy porządnie w dupę nie dało. Bo widzi pani, Marek to jest dobry gość, porządny i mógłby się dorobić... Tylko pierdoła z niego straszna... No i nie ma wygadane jak tamten łach. A zresztą nawet jakby wygadane miał toby uczciwie pracował, ot co! I wie pani co ostatnio zrobił? Ta menda a nie Marek oczywiście! No przecież skąd ma pani wiedzieć!?To ja pani powiem. Bo że to bydlak to żem wiedział, ale że na dodatek kabel i konfident to dopiero teraz wyszło. No, nie teraz dokładnie, wczoraj znaczy się. Bo widzi pani Marek to naprawdę dobry i uczciwy człowiek jest...Tak, wiem że się powtarzam... No więc jak mówiłem, Marek to dobry człowiek jest i uczciwy tylko mu pieniędzy pod koniec miesiąca brakowało. No i wziął z kasy firmowej, pożyczył znaczy się... tam takie głupie dwie czy trzy stówy. Oddałby zaraz jak mu wypłata przyjdzie, a że to on głównie księguje to by nikt nie zauważył. I nikt nie zauważyłby, gdyby nie ten psubrat, co dziwnym trafem sekreciki zna wszystkie. Powiedział sekretarce w „tajemnicy”, o tym co Mareczek zrobił. Więc wiadomo, następnego dnia cały budynek huczał od plotek. Mareczek pieniądze odłożył, czynszu zapłacić nie zdążył i mu prąd odcięli. Ale łajdakowi cudzego nieszczęścia było mało! Wczoraj szefowej powiedział co i jak było, a dzisiaj Mareczek do pracy nie przyszedł. Co się z nim stało? Nie wiem, ale kolorowo to na pewno nie ma. Pracy stałej brak, bo u nas to na czarno robił. Szefowa mu kopa w dupę sprzedała, kwestia czasu jak gaz i woda się skończy. Może być, że chłop na bruku z dwójką dzieci wyląduję... A to ścierwo? Pewnie premię za kapusiostwo w jakimś barze przepija!
      Tak, lepiej, dziękuję. Już już jestem spokojny, ale tak tego szmaciarza nienawidzę, że mi nerwy puściły. Już, nie krzyczę, proszę wybaczyć, chwila słabości... Menda bez sumienia...A nic, nie do pani tak, ja tak tylko do siebie mamroczę. No więc nie powiedziałem ci co jest najgorsze. Nie przeszkadza pani, że ja do pani tak poufale? No więc wiesz, co jest najgorsze? Wrócę dzisiaj do pustego domu. Wejdę, trzasnę drzwiami i rzucę kluczę Bóg jeden w niebiosach wie gdzie. Jak zwykle zostawię zmywanie na jutro i po godzinnej sesji odmóżdżania się internetem, pójdę się myć... Ale proszę mi nie przerywać jakimiś głupimi dygresyjkami wiem, że to, co robię jak przyjdę do domu pani nie interesuje, wiem. Powiem tylko, że mogło być gorzej bo jak sobie toto  ułożyłem w umyśle, to wszystko, to miało być jedno zdanie, puenta tego rozwlekłego wywodu, ale musiałem ją rozbić na parę zdań krótkich. Tak to zaplanowałem, żeby jakoś panią rozbudzić, bo już mi się pani na stołku zaczynała kołysać i o jakiś dyrdymałach prawić. No. Dobrze. Wrócę więc do tematu. Jak już mówiłem, pójdę się myć, stanę przed umywalką i niezmiennie od lat dwudziestu, zobaczę tego skurwysyna w lustrze. Właśnie tego łajdaka co go tak nie znoszę. Wyobraża to sobie pani? No i rano i wieczorem, przyszło mi żyć z tym zafajdanym muchomorem hehe... Ale chyba zasłużyłem co? No co, co się pani tak odsuwa? Ej paniusiu co to za mina? Już idziesz? Gdzie idziesz? Ej! Ej, poczekaj! Torebki zapomniałaś! Ale proszę mnie nie bić. I co to za język, jak to tak, damie takie słowa? Proszę mi tego nie wyrywać, sam pani dam. No już spokojnie, bolało? No właśnie.
      Co pani, myślała, że to wszystko prawda? Ten cały wywód to przecież tylko taki żart był taki... Żadne zwierzenia... No niby brzmiało wiarygodnie...  Tak droga pani, banialuki zwykłe. Ale brzmiałem przez chwilę jak człowiek targany wyrzutami sumienia, prawda? I ekspresja całkiem udana, budowanie napięcia, perfekcyjnie oddane emocje... musi pani przyznać że finał zupełnie panią zaskoczył. Proszę jeszcze nie iść, no przeprosiłem przecież...nie przeprosiłem? To teraz kornie przepraszam. Ale miałem dobry powód do opowiadania bzdur. Ten powód to też mój sekret więc wygłoszę go pani jako przeprosiny. Przybliży pani uszko, no proszę się nie bać, dobrze wychowany jestem, nie gryzę. Widzi pani, trochę się denerwuję, pani pierwsza to słyszy, nikomu jeszcze nie mówiłem. Bo ten sekret to taki, że ja ... ja to anonimowym pisarzem jestem. Tak, tym sławnym co teraz się w księgarniach sprzedaje. I miałem ja takie marzenie, żeby niektóre sceny, co je napisałem to zagrać. Wie pani, jak aktor taki, tylko nie w filmie ale w prawdziwym życiu. I nigdy się nie odważyłem, nigdy. Aż do dzisiaj, a że pani taka piękna, procenty w głowie szumią, sceneria jak z „Megalomana”...tak mnie to wszystko uwiodło, że się zagalopowałem zdeczka. Tylko proszę to zachować dla siebie. Tak, tak, dziękuję będę wielce zobowiązany...Tak, tak, nie chcę ryzykować, że nazbyt upoję się sławą. Słabą głowię mam do alkoholu to co ze mną uwielbienie tłumów może zrobić? Bardzo ładny ma pani śmiech. Ależ  nie ma za co dziękować, prawdę mówię tylko. Czy mógłbym panią o coś prosić? Boże broń! Jakbym śmiał. Chciałem spytać czy pośmiałaby się pani dla mnie jeszcze? Żartować? W życiu! Jestem całkowicie poważny! Podchmielony tylko trochę. To co, napije się pani ze mną wódki? Oczywiście, cokolwiek pani zechce, ale damie to tylko czysty spirytus przystoi proponować hehe... To z Bułhakowa, wie pani taki Rusek śmieszny był...grubą książkę napisał. Wie pani, wieczór się zbliża. Oh pardon, noc już ciemna, więc raczej zbliża się ranek. Ah...straciłem z panią poczucie czasu. To może panią do domu odprowadzę? Tyle zboczeńców i krętaczy teraz po ulicach chodzi... Anny Sawy tak? A daleko to? To świetnie! Nie, nigdy nie byłem. Problem? Jaki problem? Nie byłem to będę, pani zaczeka, ja zapłacę. Piękna noc dzisiaj, wie pani. No więc obiecałem pani sonecik albo fraszeczkę. To co pani chce? Wiersz zwykły? No dobrze, niech będzie i wiersz. Da mi pani chwilę pomyśleć. Ale na dworze, powietrza zaczerpniemy, myśli się rozjaśnią. Gotowa? Chodźmy.

     Co w nocy robili to już ich sprawa więc się nie mieszałam. Dodam jedno. Z naszego bohatera pisarz marny, Casanova jeszcze gorszy, ale za to łajdak jak się patrzy. Niestety ludzi to kręci. Pytasz czemu? Nie wiem! Skąd ja mam niby wiedzieć, skoro nawet to bydle nadal się zastanawia!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz