niedziela, 3 września 2017

ROZDZIAŁ VIII: JINX „Teraz można panikować”



     Ezowi nieźle odbiło, ale najważniejsze, że się ogarnął. Gdybym wiedziała, że tak zareaguje nic bym mu nie mówiła. Teraz znowu najważniejszy był dla niego medalion. Nie ta cała Lux.
    Szybko wyjął ze swojego plecaka linę z hakiem i poszukał odpowiedniego miejsca do jej zaczepienia. Nie minęło dużo czasu, jak szanowny pan blondasek zaczął się wspinać na górę posągu po swoją zdobycz. Miał problem z wyjęciem jej, jednak nie trwało to długo. Prawdziwe kłopoty zaczęły się, kiedy medalion opuścił szyję właściciela.
Po tym, jak Ez wyjął medalion czuć było jakby trzęsienie ziemi. Grobowiec zaczął się w niektórych miejscach walić. Pan archeolog w mgnieniu oka zjechał z liny i zaczął zbierać swoje rzeczy
- Uciekamy, szybko! - powiedział.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
- Grobowiec się zapada. - powiedział już w biegu. Podążyłam za nim. - Prawdopodobnie przez wyjęcie medalionu-doprecyzował.
Kiedy uciekaliśmy z głównej sali, ta była już w połowie ruiną. Z posągu został gruz, a trumna naszego przyjaciela byłego władcy – nakryta została byłym sufitem. Uciekaliśmy korytarzem, który też już zaczął niebezpiecznie drżeć. Był dosyć długi, a my nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Wyglądało na to, że jeśli się nie pospieszymy ten grobowiec stanie się również naszym.
    W pewnym momencie kilka metrów przed nami runął sufit.
- No świetnie – powiedział Ez
- Zostaw to mnie – rzuciłam wychodząc przed niego i biorąc Rybeńkę w ręce.
Jeden strzał i blokada zniknęła z naszych oczu. Biegliśmy dalej, a ja coraz częściej musiałam korzystać z Rybeńki by torować drogę. Wiedzieliśmy, że nie mamy zbyt wiele czasu.
    Dosłownie kilka metrów przed wyjściem powstała niezbyt duża dziura w podłodze. Biegłam pierwsza, bo oczywiście byłam szybsza. Nie zauważyłam jednak dosyć sporego kamienia wystającego z podłoża.
Kilka sekund później zahaczyłam o niego i wywróciłam się. Jednak stało się coś dużo gorszego niż poobijane kolana i realna groźba pogrzebania żywcem. Moja kochana rakietnica wypadła mi z rąk i wleciała na dno powstałej dziury. Chciałam ją jakoś stamtąd wydostać, ale Ez przywrócił mi zdrowy rozsądek.
- Uciekajmy, bo i my tu zostaniemy. – pociągnął mnie ze sobą w stronę wyjścia.
Wiedziałam, że mi się nie uda wydostać mojej ukochanej broni, więc pobiegłam za blondaskiem. Wydostaliśmy się dosłownie w ostatniej sekundzie. Nie zdążyliśmy nawet złapać oddechu po szaleńczym biegu, a za naszymi plecami zawaliło się wejście. Znów się wywróciłam, tym razem już na zewnątrz.
    Dopiero wtedy do mnie dotarło co straciłam. Moją ukochaną broń. Nie wiedziałam co mam robić. Było mi tak smutno, że po prostu się rozpłakałam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz to robiłam.

    Myślałam, że Ez uzna mnie za wariatkę, która płacze po straconej broni. Jednak zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Usiadł koło mnie na piasku i... przytulił mnie. Nic nie mówił, tylko był, a ja wtuliłam się w niego. I to w zupełności mi wystarczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz