Ezowi nieźle
odbiło, ale najważniejsze, że się ogarnął. Gdybym wiedziała,
że tak zareaguje nic bym mu nie mówiła. Teraz znowu najważniejszy
był dla niego medalion. Nie ta cała Lux.
Szybko wyjął ze
swojego plecaka linę z hakiem i poszukał odpowiedniego miejsca do
jej zaczepienia. Nie minęło dużo czasu, jak szanowny pan blondasek
zaczął się wspinać na górę posągu po swoją zdobycz. Miał
problem z wyjęciem jej, jednak nie trwało to długo. Prawdziwe
kłopoty zaczęły się, kiedy medalion opuścił szyję właściciela.
Po
tym, jak Ez wyjął medalion czuć było jakby trzęsienie ziemi.
Grobowiec zaczął się w niektórych miejscach walić. Pan archeolog
w mgnieniu oka zjechał z liny i zaczął zbierać swoje rzeczy
-
Uciekamy, szybko! - powiedział.
-
Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
-
Grobowiec się zapada. - powiedział już w biegu. Podążyłam za
nim. - Prawdopodobnie przez wyjęcie medalionu-doprecyzował.
Kiedy uciekaliśmy z
głównej sali, ta była już w połowie ruiną. Z posągu został
gruz, a trumna naszego przyjaciela byłego władcy – nakryta
została byłym sufitem. Uciekaliśmy korytarzem, który też już
zaczął niebezpiecznie drżeć. Był dosyć długi, a my nie
mieliśmy zbyt dużo czasu. Wyglądało na to, że jeśli się nie
pospieszymy ten grobowiec stanie się również naszym.
W
pewnym momencie kilka metrów przed nami runął sufit.
-
No świetnie – powiedział Ez
-
Zostaw to mnie – rzuciłam wychodząc przed niego i biorąc Rybeńkę
w ręce.
Jeden strzał i
blokada zniknęła z naszych oczu. Biegliśmy dalej, a ja coraz
częściej musiałam korzystać z Rybeńki by torować drogę.
Wiedzieliśmy, że nie mamy zbyt wiele czasu.
Dosłownie kilka
metrów przed wyjściem powstała niezbyt duża dziura w podłodze.
Biegłam pierwsza, bo oczywiście byłam szybsza. Nie zauważyłam
jednak dosyć sporego kamienia wystającego z podłoża.
Kilka sekund później
zahaczyłam o niego i wywróciłam się. Jednak stało się coś dużo
gorszego niż poobijane kolana i realna groźba pogrzebania żywcem.
Moja kochana rakietnica wypadła mi z rąk i wleciała na dno
powstałej dziury. Chciałam ją jakoś stamtąd wydostać, ale Ez
przywrócił mi zdrowy rozsądek.
-
Uciekajmy, bo i my tu zostaniemy. – pociągnął mnie ze sobą w
stronę wyjścia.
Wiedziałam, że mi
się nie uda wydostać mojej ukochanej broni, więc pobiegłam za
blondaskiem. Wydostaliśmy się dosłownie w ostatniej sekundzie. Nie
zdążyliśmy nawet złapać oddechu po szaleńczym biegu, a za
naszymi plecami zawaliło się wejście. Znów się wywróciłam, tym
razem już na zewnątrz.
Dopiero wtedy do
mnie dotarło co straciłam. Moją ukochaną broń. Nie wiedziałam
co mam robić. Było mi tak smutno, że po prostu się rozpłakałam.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz to robiłam.
Myślałam, że Ez
uzna mnie za wariatkę, która płacze po straconej broni. Jednak
zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Usiadł
koło mnie na piasku i... przytulił mnie. Nic nie mówił, tylko
był, a ja wtuliłam się w niego. I to w zupełności mi
wystarczyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz