-
Jesteśmy Rybeńko. Uniwersytet Yordli. -
-
A może wcale nie musimy tego robić. Może powinnyśmy się
ustatkować? -
-
Oj, cicho głupia spluwo. Czas zacząć demolkę. -
Weszłam
na Uniwerek i natychmiast rozpoczęła się sieka. Rakiety, granaty,
kule. Wszyscy uciekali w popłochu. Kocham to.
Trochę
farby w sprayu na ściany. Oczywiście musi być różowa. Nabazgrałam wielki „X”. Idealnie. Mój znak rozpoznawczy. Była tu Jinx, aka demolka.
Nagle
odwzwały się syreny policyjne. To pewnie Kapelusznica i Wielka
Łapa. Vi – stoczyłaś się złotko. Kiedyś byłaś Kimś. MY
byliśmy Kimś. Ja, ty i Ekko. Team nie do pokonania. A teraz
wyjechałaś do Nudziarzowa z Nią. Podły zdrajca... Cóż, zabawa
zabawą, ale teraz trzeba wiać...
-
Rybeńko, toruj drogę. - BUM, ściana poszła w pył.
Widok przesłoniło mi stadko uciekających yordli, a przed nimi Jayce –
kolejny pseudo bohater Piltover.
-
Jinx, koniec twojego wandalizmu. Jesteś otoczona...-
-
Bla, bla, bla, spróbuj mnie złapać zamiast strzępić ryja
Tak
jak myślałam tylko czcze gadanie, nic poza tym. Jestem szybka,
zwłaszcza kiedy mnie gonią. Nara Wielki Młocie i Agentki Nudziarzowa. Na
zewnątrz było sporo radiowozów, to fakt. Ale jeden strzał z
Rybeńki i PUF, po nich. Oczywiście wspaniała trójka musiała się
uchować. Super. Może następnym razem. Albo i nie. Kilka uliczek
dalej byłam już bezpieczna.
-
Rybeńko, jesteś cała? -
-
Oczywiście, ale pamiętaj, że to było niebezpieczne. -
-
Właśnie o to chodzi. Siejemy zniszczenie. Jesteśmy nie do
pokonania... -
Nagle
przejechał jakiś samochód. Za kółkiem siedział blondyn. Miał przy sobie całkiem ciekawą zabawkę – rękawicę z błyszczącym kamieniem. Może
załatwię sobie podwózkę.
Bo
przecież co może pójść nie tak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz