Blondasek
postawił mi warunki, ale co z tym zrobię? Musi mi pomóc, bo złapie
mnie Kapelusznica i jej miniony.
-
Masz mi pomóc znaleźć medalion w Shurimie. -
Spojrzałam
na niego, nie wyglądał mi gościa kopiącego w piasku, ale cóż.
Pozory mogą mylić.
-
Zgoda. Zresztą, chyba nie mam innego wyboru. - powiedziałam i
poszłam w stronę jego samochodu, słyszałam, że za mną idzie.
Miał
całkiem wypasione auto. Może jest dziany?
-
To może powiesz mi kim jesteś, blondasku? - przerwałam ciszę.
-
Ezreal – odpowiedział krótko. - i nie mów do mnie „blondasek”.
- dopowiedział.
-
Dobrze blondasku – powiedziałam z uśmiechem, ale on go nie
odwzajemnił. - Oj, nie gniewaj się. To jak mam na ciebie mówić? -
próbowałam być miła, w końcu mi pomaga.
-
Po prostu Ez. – rzucił oschło. - A ty jak się w ogóle nazywasz?
-
-
Nie powiem. Nikt nie zna mojego prawdziwego imienia... No, poza... Vi
i Ekko. - trochę smutno mi było wspominać o czasach, kiedy
trzymaliśmy się razem, więc nie zagłębiałam się w szczegóły.
-
Ty trzymałaś kiedyś z Vi? Jakim cudem? - zapytał blondasek...
znaczy Ez.
-
Teraz to już nieważne. Teraz jestem tylko ja i Rybeńka –
powiedziałam dużo weselej. Chociaż nie wiem czy przez to nie
weźmie mnie za wariatkę, którą zresztą jestem. Trudno.
Później znowu
nastała cisza. Postanowiłam pogrzebać trochę przy radiu, miał
kilka fajnych płyt w samochodzie. Słuchał muzyki gatunkowo
podobnej do mojej ulubionej. Znalazłam nawet krążek mojego
ukochanego zespołu. Bez pytania włożyłam płytę i nastawiłam
głośniki na fulla.
-
Słuchasz niezłej muzy – powiedziałam kładąc nogi na desce
rozdzielczej.
-
Zabierz te giry – rzucił trochę podenerwowany.
-
No nie, ty też nie umiesz się bawić. Czy to miasto jest pełne
nudziarzy? -
-
Po prostu sporo dla ciebie ryzykuję i oczekuję, że chociaż
będziesz się mnie słuchać. I nie zapaskudzisz mi auta. –
spojrzał na mnie surowo.
Powoli zdjęłam te
nogi, niech już mu będzie. Coś czuję, że trudno mi będzie z nim
wytrzymać. Czego on się czepia?
Zajechaliśmy w
końcu pod jego dom.
-
Mam jeden wolny pokój na górze, możesz się rozgościć, ale ma
być porządek. - zastrzegł.
-
Dobra, ok, łapię, przecież nie chcę ci zniszczyć chałupy. -Na
razie.– dodałam już na schodach,uśmiechnęłam się i poszłam
na górę. Ale podejrzewam, że nie wziął tego uśmiechu za
przyjacielski. Jak każdy, uważał mój wyraz twarzy za wyszczerz
szaleńca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz