niedziela, 20 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ IV: JINX „Ale ja naprawdę chcę dobrze”


Blondasek postawił mi warunki, ale co z tym zrobię? Musi mi pomóc, bo złapie mnie Kapelusznica i jej miniony.
- Masz mi pomóc znaleźć medalion w Shurimie. -
Spojrzałam na niego, nie wyglądał mi gościa kopiącego w piasku, ale cóż. Pozory mogą mylić.
- Zgoda. Zresztą, chyba nie mam innego wyboru. - powiedziałam i poszłam w stronę jego samochodu, słyszałam, że za mną idzie.
Miał całkiem wypasione auto. Może jest dziany?
- To może powiesz mi kim jesteś, blondasku? - przerwałam ciszę.
- Ezreal – odpowiedział krótko. - i nie mów do mnie „blondasek”. - dopowiedział.
- Dobrze blondasku – powiedziałam z uśmiechem, ale on go nie odwzajemnił. - Oj, nie gniewaj się. To jak mam na ciebie mówić? - próbowałam być miła, w końcu mi pomaga.
- Po prostu Ez. – rzucił oschło. - A ty jak się w ogóle nazywasz? -
- Nie powiem. Nikt nie zna mojego prawdziwego imienia... No, poza... Vi i Ekko. - trochę smutno mi było wspominać o czasach, kiedy trzymaliśmy się razem, więc nie zagłębiałam się w szczegóły.
- Ty trzymałaś kiedyś z Vi? Jakim cudem? - zapytał blondasek... znaczy Ez.
- Teraz to już nieważne. Teraz jestem tylko ja i Rybeńka – powiedziałam dużo weselej. Chociaż nie wiem czy przez to nie weźmie mnie za wariatkę, którą zresztą jestem. Trudno.
Później znowu nastała cisza. Postanowiłam pogrzebać trochę przy radiu, miał kilka fajnych płyt w samochodzie. Słuchał muzyki gatunkowo podobnej do mojej ulubionej. Znalazłam nawet krążek mojego ukochanego zespołu. Bez pytania włożyłam płytę i nastawiłam głośniki na fulla.
- Słuchasz niezłej muzy – powiedziałam kładąc nogi na desce rozdzielczej.
- Zabierz te giry – rzucił trochę podenerwowany.
- No nie, ty też nie umiesz się bawić. Czy to miasto jest pełne nudziarzy? -
- Po prostu sporo dla ciebie ryzykuję i oczekuję, że chociaż będziesz się mnie słuchać. I nie zapaskudzisz mi auta. – spojrzał na mnie surowo.
Powoli zdjęłam te nogi, niech już mu będzie. Coś czuję, że trudno mi będzie z nim wytrzymać. Czego on się czepia?
Zajechaliśmy w końcu pod jego dom.
- Mam jeden wolny pokój na górze, możesz się rozgościć, ale ma być porządek. - zastrzegł.

- Dobra, ok, łapię, przecież nie chcę ci zniszczyć chałupy. -Na razie.– dodałam już na schodach,uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Ale podejrzewam, że nie wziął tego uśmiechu za przyjacielski. Jak każdy, uważał mój wyraz twarzy za wyszczerz szaleńca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz